Nasze Mysłowice

ROLA KOBIET

Tomasz Wrona zaprasza



Rozmawiając z wieloma kobietami, zwłaszcza z rodzin śląskich, odkryłem, ze nie mają one zrozumienia dla idei feminizmu.
Często je odrzucają i uważają niektóre głoszone tezy za przesadzone lub w ogóle nie do przyjęcia. Zastanawiając się nad przyczyną tego stanu rzeczy, zacząłem przyglądać się roli kobiet w przeszłości i doszedłem do ciekawych wniosków.
Najpierw chciałem przypomnieć, że na kobietę na naszej ziemi mówiło się "baba". O ile posługując się językiem literackim, słowo baba stało się słowem pejoratywnym, uwłaczającym, o tyle mówiąc po śląsku- słowo to określa nie tylko płeć ale też stan cywilny osoby. Często mówi się "to moja baba" w sensie "to moja żona". Funkcjonuje nawet zdrobnienie "babecka" lub "babeczka", które także jest określeniem normalnym, wręcz zdrobniałym. W języku polskim odpowiednikiem tego słowa jest słowo "żoneczka".
Pozycja baby w mysłowickim społeczeństwie (a także w całym regionie) była i jest bardzo wysoka.
Przez długi czas obowiązywał ścisły podział obowiązków, który kazał kobiecie zajmować się domem, dbaniem o dzieci, sprzątaniem, gotowaniem, wyprawianiem męża do pracy itp, a mężczyźnie pracować, utrzymując rodzinę, ale… musimy pamiętać, że jeszcze do końca I wojny światowej praca w przemyśle trwała 12 godzin, a w czasach wcześniejszych jeszcze więcej! Ludzie często chodzili do pracy pieszo. I tak się złożyło, że dwóch moich pradziadków pracowało w hucie w Szopienicach. Obaj chodzili wzdłuż Przemszy pieszo do pracy jeden z Brzęczkowic, drugi z Dziećkowic. Ile trwała marszruta? A z godzinę jeden, dwie drugi.
Kiedy wracali do domu spracowani i zmęczeni marszem odpoczywali albo szli spać na nic innego już czasu nie starczyło.
No może poza niedzielą, w czasie której nie pracowano. Czym zatem zajmowały się prababki?
Oprócz sprzątania, zarządzały tak naprawdę rodziną. Przede wszystkim zarządzały pieniędzmi, które zarabiali pradziadkowie.
Ich rola, pomimo, że honorowo nazywano ich głowami rodziny (której też dawali swoje nazwisko), sprowadzała się do dwóch funkcji prokreacyjnej i sponsora rodziny. Wszystko pozostałe było w rękach prababć. I pod względem decyzyjnym i realizacji tych decyzji. To decydowało o znaczeniu kobiet w rodzinach.
Troszeczkę inaczej to wyglądało w rodzinach rolniczych, jednak niewiele lepiej na korzyść mężczyzn. Z bardzo prostej przyczyny. Zarówno domy, jak i całe gospodarstwa zazwyczaj dziedziczyły dziewczyny. To mąż był gościem, a właścicielem była kobieta. I ten fakt chyba najmocniej dowodzi nam dużego znaczenia kobiet w rodzinach. Dzięki temu gdyby ktoś miał kogoś wyrzucać z domu to raczej żona męża a nie odwrotnie. Wszak to żona otrzymała w spadku dom lub gospodarstwo. Obserwując nasze społeczeństwo w przeszłości, dostrzegam rzadkie odstępstwo od tej zasady czasem specjalnie zaznaczane nazwiskiem właścieli.
Zazwyczaj widzimy w każdej generacji właścicieli inne nazwisko. Historycy czasem niewłaściwie ten proces identyfikują. Na przykład Ludwik Musioł w swej książce o historii Krasów napisał, że nazwiska się zmieniały, bo była wielka rotacja mieszkańców. A to nie jest prawda. Nazwiska się zmieniały, bo posesje (domy i gospodarstwa) dziedziczyły kobiety a te przyjmowały nazwiska mężów!
Bardzo ciekawe, wskazujące na relacje w rodzinach, było pewne powiedzonko. "My rzôndzymy światym, a baby nami" mawiał często mój dziadek. To wyraźnie podkreśla status kobiet, jaki rozwinął się w naszym społeczeństwie. Teoretycznie mieliśmy patriarcham, praktycznie był matriarchat! Kobiety decydowały o wielu sprawach, chociaż najważniejsze były podejmowane z mężami. Uważam także, że stroje podkreślają też znaczenie kobiet. Gdy się porówna stroje męskie z kobiecymi, szybko odkryjemy poważną różnicę w bogactwie. Męski strój jest skromny prawie bez haftów, prosty, złożony z małej ilości elementów. Natomiast kobiecy ma wiele elementów, jest bardzo ozdobny, a przez to bardzo drogi.
W rodzinach wydawano o wiele więcej pieniędzy na stroje kobiet niż mężczyzn! Czy w naszym społeczeństwie, w XXI wieku coś się w tej materii zmieniło?
Kobiety w dawniejszych czasach spełniały jeszcze inne role. Były przecież nośnikiem mowy i tradycji.
Zauważmy, że to one przekazywały dzieciom tradycje pokazywały obrzędy i zachowania, pokazywały sekrety kulinarne potraw nie tylko codziennych, ale też okazjonalnych. Pod względem potraw to właśnie przekazywano dalej te, które pochodziły z rodziny kobiety. Podobnie było z językiem to język rodziny kobiety był pierwszym przekazywanym dzieciom. Oczywiście otoczenie też kształtowało tą kwestię, ale w rodzinie to pod tym względem przewagę miała kobieta. Podobnie jest ze strojem ludowym. Utrzymał się o wiele dłużej kobiecy niż męski.
Ostatnie choiônki zmarły w tym roku 2014! A mężczyźni noszący strój ludowy na co dzień w latach 20. XX wieku. Czy ścisły podział obowiązków powodował, że kobiety nie pracowały? Ależ pracowały! Ale zazwyczaj wtedy, gdy były pannami. Po zamążpójściu zaczynały się zajmować domem to mężczyzna miał obowiązek utrzymać rodzinę!
Czy to jednak wykluczało kobietę z kręgu utrzymujących rodzinę?
Nie! Wszak w gospodarstwach wszyscy musieli pracować, więc kobieta także. Ale znam przypadki np. w handlu, gdzie kobiety także zajmowały się pracą. Sprzedawały, handlowały.
Sam z takiej rodziny się wywodzę.
Moja prababka z Kosztów, Franciszka Klimczok, była urodzonym handlowcem.
Pradziadek założył sklep, ale jak w rodzinie wspominają, to prosperował mu jako tako. Aż w sklepie pojawiła się prababka. Potrafiła z ludźmi rozmawiać, działała jak magnes. Dzieci chodziły do niej do sklepu nawet z odległych części Kosztów, bo za to, że zrobiły zakupy, dostawały torebkę z cukierkami landrynkami. Jak uzbierały 10 torebek (były opieczętowane) to dostawały kolejną. W czasach skromnego życia, gdzie nie wydawano na rzeczy niepotrzebne pieniędzy, dla dzieci było to jedyne źródło słodyczy!
A my ten proces znamy. Dziś nazywa się promocjami i pakietami lojalnościowymi. Często spotykamy to w hipermarketach.
Prababka Francka stosowała to w latach 20. Na dodatek, gdy pradziadek umarł, prababka sama prowadziła sklep. Potrafiła poradzić sobie z wieloma rzeczami, choć miała też pomoc rodziny, a jej gospodarność jest wręcz legendarna. Ale głowę to miała prawdziwa businesswoman.
Analizując historię Kosztów nie tylko natrafiłem na nią jedyną były też inne kobiety, które prowadziły biznes rodzinny. Chociażby w rodzinie karczmarzy Planetorzy.
Jedynym problemem była edukacja. W dawniejszych czasach w tym względzie uprzywilejowani byli mężczyźni. Uważano, że to mężczyzna ma utrzymywać rodzinę, więc to on powinien być wykształcony, a edukacja była płatna więc i droga. Dziewczyny posyłano do rzemieślników, żeby nauczyły się zawodów praktycznych, którymi będą mogły podreperować budżet rodzinny. Przykładem może być krawiectwo.
Dawniej ludzie byli po prostu pragmatyczni!
Zastanawia mnie, jak to z tym gotowaniem było. Mój dziadek potrafił gotować cudownie. Do dziś nie potrafię ugotować takiego żuru, jak gotował on! Ale po II wojnie światowej porządek uświęcony tradycją został zachwiany. Mężczyźni zaczęli zarabiać tak kiepsko, że kobiety musiały iść do pracy. A część obowiązków domowych spadło na mężczyzn. Ale nic nie jest bezkarne. O ile moje prababki żyły ponad 80 lat, o tyle moje babcie zmarły nie dożywając 70 roku życia.
Taki był rachunek za niewłaściwie rozumiane równouprawnienie. Za to dziadkowie dożyli mniej więcej wieku swoich ojców.


                       

Materiał opracowany i dostarczony przez :

  • Tomasz Wrona



  •