Tadycyjne Zabawy
Tomasz Wrona zaprasza
Dzieci w obecnych czasach mają się tak,
jak nigdy nie miały. Ich rówieśnicy w przeszłości nie mieli zbyt wiele wolnego czasu za to mieli obowiązki.
Od najmłodszych lat opiekowały się rodzinnymi gęsiami czy kozą, które nawet w miastach hodowano.
Wstawały wcześnie, szły popaść swoje podopieczne, potem do szkoły. Po szkole kolejne zadania.
Kiedy dzieci podrosły, musiały iść do pracy. Szczególnie ciężki los był tych dzieci, które pracowały w czeluściach kopalń.
Posyłano je w takie zakątki, do których nie potrafił wejsć dorosły. Z małym kilofkiem i wiaderkiem szedł taki maluch wydobywać
węgiel. Wielu zginęło, wielu zostało kalekami, by wesprzeć budżet rodzinny pieniędzmi, które zarabiały.
A zazwyczaj dzieci dostawały ćwierć (lub nieco więcej) wypłaty dorosłego. Także wakacje zostały ustanowione
nie dla wypoczynku i "nicnierobienia". Letnie pojawiły się po to, by dzieci chłopów mogły pomóc swoim rodzicom przy żniwach.
Dawniej były też jesienne (w Niemczech istnieją do dziś), by dzieci pracowały przy wykopkach.
Żebyśmy w pełni zrozumieli los dzieci w dawniejszych czasach, to musimy jeszcze pamiętać,
że rodzice starali się do nich nie przywiązywać. Często umierały z powodu różnych chorób,
więc źle się przeżywało śmierć dziecka, które się kochało. A jeszcze w XIX wieku umierało najwięcej dzieci.
Skoro się nie przywiązywało, to i nie kochało się ich tak, jak to robi obecnie.
Dlatego nie dbano o dzieci w taki sposób, jaki znamy dziś. Nie kupowano im zabawek, nie dawano słodyczy.
Inna rzecz, że często na to rodziców nie było stać, ale z opowieści starszych wiem, że czasem rodzice kupowali
coś dobrego dla siebie i zamykali się w pokoju, by to zjeść. No i kary cielesne. Karanie pasem było na porządku dziennym. Nie wykonał polecenia- baty. Źle się zachowywał- baty. Czy rodzice wychowywali swoje dzieci w dzisiejszym rozumieniu? Oczywiście, że nie. Uczyli metodą batów systemu zasad i wartości- zrobił dobrze to pochwalili, zrobił źle- baty. Podobnie działała szkoła i cały świat dorosłych. Bat czy pasek był w centrum kształtowania dzieci i młodych ludzi.
W końcu dzieci był nadmiar. Jedno zmarło, drugie się urodziło.
W tym brutalnym świecie, mimo wszystko dzieci zachowywały się tak, jak zawsze.
Lubiły się przytulać, bawić, śmiać i cieszyć. Mimo, że rodzice nie kupowali
drogich zabawek, dbali o to, by jednak jakaś zabawka istniała, by jednak trochę czasu na zabawy było.
Gdy nie było stać rodziców na zabawki, często sami je dla dzieci wykonywali. Matki szyły lalki
z kawałków szmatek dla dziewczynek, wypychając je także kawałkami materiału lub sianem.
Ojcowie strugali z drewna koniki a potem wozy czy samochody. W okresie międzywojennym odlewano z ołowiu żołnierzyki,
działa i czołgi Ale brak zabawek powodował, że dzieci same wykorzystywały wszystko to, co było w otoczeniu,
by się tym bawić. Umiały przede wszystkim cieszyć się towarzystwem rówieśników i wymyślać ogromną ilość zabaw.
Często obowiązki, dzieci potrafiły przekuć w zabawę. Moja prababcia Franciszka Klimczok z d. Halup (1899-1978),
która całe życie mieszkała w Kosztowach niedaleko linii kolejowej, wspominała mojej mamie, że najczęściej dzieci
bawiły się zbierając na nasypie kolejowym (czyli na banie) węgiel. Nie, nie kradły tego węgla.
Zbierały te kawałki węgla, które zsypały się z węglarki lokomotywy albo z wagonów.
Zanosiły je potem w wiaderku do komórki i dalej szły zbierać. Na czym polegała zabawa?
To był swoisty konkurs ,
kto pierwszy nazbiera wiaderko węgla ten wygrywa. Zwycięzca był podziwiany przez swoich kolegów konkurentów.
Warto jednak także zwrócić uwagę na fakt, że dzieci potrafiły bawić się przy pomocy wielu innych rzeczy.
Bardzo popularne w początkach XX wieku było kulanie felgi.
Dzieci miały starą felgę od roweru o przy pomocy
kija lub druta toczyły ją po ścieżkach i drogach. Czasami całymi godzinami kulano felgę. Ważne było, żeby taka
felga nie przewróciła się, bo taki chłopak był obiektem żartów. Inną starą zabawą była klipa.
Chłopcy wbijali kawałek drewna w ziemię i drugim kijem bili w niego, by jak najdalej wybić kołek wbity w ziemię.
Kto wybił go jak najdalej, lub trafił w narysowane dalej koło, ten wygrywał. Warto też wpomnieć grę w "palanta".
Przypominał on dzisiejszą grę w baseballa, znanego w krajach anglosaskich.
Dzieci znały też wiele innych zabaw. Przytoczę zabawę "w ducki". Kopano dołki czyli ducki i kulano okrągłe kamienie
lub kulki próbując w nie trafić. W okresie wielkanocnym dzieci zastępowały w grze "w ducki" kulki jajkami.
Przy czym zwycięzca zabierał jajka konkurentom.
Na poczatku XX wieku bardzo popularna w naszej okolicy stała się piłka nożna. Bardzo pasjonowala ona chłopaków.
Ale skąd piłkę? Matki szyły piłki ze szmat- stąd ich nazwa szmaciônka. Na kawałku placu
(łąki były wykorzystywane gospodarczo, więc nie za bardzo dorośli zgadzali się na urządzanie na nich boisk),
umawiali się koledzy, twozyli dwie drużyny i taką szmacianą piłką grali. Dzisiaj mamy boiska, specjalistów,
piłki skórzane i inne bajery. I gdzie są drużyny, biorące udział w mostrzostwach Europy czy świata?
A ludzie wychowani na "szmaciannych balach" potrafili potem na mistrzostwach pokazać niesamowitą klasę.
Warto też zwrócic uwagę na fakt, że dzieci same wykonywały swoje zabawki, zwłaszcza dziewczynki.
Niedawno zmarła Monika Dera z Brzezinki pokazywała mi jak zrobić z chustki czy innego kawałka materiału myszkę.
Dzieci potrafiły wykonać inne zabawki z materiału. Papier także był wdezięcznym materiałem na zabawki.
Dziś wiemy, że z Dalekiego Wschodu mamy origami. Otóż już w XIX wieku w naszych stronach dzieci potrafiły
robić różne zwierzątka z papieru. Przykładem może być papierowa żaba, która odpowiedni naciśnięta potrafiła
jeszcze skakać. I znowu powód do zabawy- konkurs, czyja żaba doskacze szybciej do mety.
Bardziej zaawansowaną zabawką były drachy czyli latawce. Puszczanie drachów to zajęcie starszych dzieci.
Dwa patyki (często szpałki do robienia kiełbas) skrzyżowane, rozpięta gazeta na sznurkach, przyklejona klajstrem czyli
domowej roboty klejem z mąki pszennej, ogon też z kałaków sznurka i gazet i drach gotowy! A potem zawody czyj drach poleciał wyżej,
czyj dłużej utrzymał się w powietrzu. Ile frajdy! Dzieci umiały też wykonywać proch i strzelały z klucza takiego dużego,
z dziurką w środku. Ale to już była zabawa niebezpieczna i za nią można było dostać w skórę.
Materiał opracowany i dostarczony przez :